Małżeńska estetyka

Śmieszą mnie serialowe obrazki, na których kobieta chodzi w obcasach po domu, a facet rozluźnia krawat i podwija rękawy. Czy tylko u mnie swobodnie przebieramy się w dres i kapcie?

Kiedyś na studiach (strach pomyśleć, jak dawno to było!) koleżanka szepcząc o czymś podczas nudnego wykładu, mimochodem wspomniała o tym, jak paradowała przed chłopakiem w maseczce upiększającej. Moje zdumienie było niepomierne. Tamta dziewczyna z wrodzoną sobie delikatnością wyjaśniła mi wówczas, że jeszcze przyjdzie na mnie taki dzień, kiedy i mój chłopak nie dość , że zobaczy mnie bez makijażu, to jeszcze w trakcie jakieś obróbki skrawaniem mej niewinnej istoty, np. – o zgrozo! – w trakcie farbowania włosów. O tym, co będzie dane oglądać mężowi już nawet nie wspominając! W moich uszach była to wówczas iście apokaliptyczna przepowiednia. Ale tak mogło to odebrać to tylko dziewczę- pierwiosnek. Tymczasem tamtą wiosnę mam już z głowy.

Shit happens

Weź do ręki dowolną gazetę typu „jak żyć, żebyś wyglądała na równie zadowoloną co ta modelka na zdjęciu, która organizuje sobie domowe spa napinając nagą łydkę na brzegu wanny”. Prędzej czy później trafisz na tekst przestrzegający przed chodzeniem po domu w wyciągniętym dresie, bezceremonialnie na oczach swojego męża. Swoją drogą ciekawe, czy męska prasa uprzedza swoich czytelników przed pojawianiem się przed żoną w spranych gaciach? Tak czy siak, jest to sztandarowy przykład na krzewienie wśród małżonków wiedzy o tym, że nie wszystko nadaje się dla oczu życiowego partnera. Bo wygaśnie ogień, bo sprawy spowszednieją, bo przestaną się trzymać za ręce. Spieszę donieść, że  dres i gacie to lajcik w porównaniu z tym, co ich czeka. Czego nie unikną, bo przecież mają dzielić życie ze wszystkimi jego atrakcjami. A to bez wątpienia:

  • paskudne choroby z gilem do pasa i gruźliczym kaszlem;
  • tydzień bez depilacji;
  • zespół napięcia przedmiesiączkowego i konsekwencje następujących po nim 3-5 dni;
  • cud stanu błogosławionego: wymioty, opuchnięte nogi, rozstępy, brzuch swym rozmiarem utwierdzający faceta w przekonaniu, że nie ma takiej ilości piwa, która jego doprowadziłaby do podobnego kształtu;
  • krew, pot i łzy porodu oraz tego, co po nim;
  • dramat, kiedy okazuje się, że krwi, potu i łez porodu nigdy nie będzie;
  • twarz zmęczonego, sfrustrowanego, rozczarowanego życiem człowieka;
  • jej włosy w farbie, przylegające gładko do czaszki;
  • jego czaszka, chcąca zatrzymać coraz rzadziej przylegające do niej włosy;
  • wiele innych.

Mężu i Żono, czy Twoje oczy widziały już wszystko u współmałżonka? Odpowiedź twierdząca jest możliwa tylko w jednym przypadku- jeśli za chwilę się rozwiedziecie.

Taki lajf

No trudno, tak już musi być. Jak oglądasz czyjąś twarz dzień w dzień, to siłą rzeczy musisz się przyzwyczaić. Nie da się być zakochanym przez całe życie, bo nawet naukowcy dowiedli, że taki stan z psychobiologicznego punktu widzenia byłby zabójczy dla organizmu. Co nie oznacza, że nie można kochać aż do śmierci.

Rozciągnięte dresy i sprane gacie odpadają, bo to rzeczywiście mało apetyczne. No chyba, że do roboty w ogródku albo w kanale pod samochodem. Nie wyobrażam sobie jednak, że dom mógłby być kolejnym miejscem, w którym ciągle trzeba byłoby kontrolować się na okoliczność estetyki. I dobrze, że potrafimy znaleźć co najmniej jednego człowieka na świecie, który jest gotów znosić te słabe punkty w naszej historii. I chyba nawet można powiedzieć, że tu właśnie kończy się zakochanie, a zaczyna miłość.

3 uwagi do wpisu “Małżeńska estetyka

  1. Zgadzam się właściwie z każdym zdaniem tu napisanym, choć dużo jeszcze przede mną – wciąż życie nie-małżeńskie, toczone między dwoma mieszkaniami i tylko czasem pędzone więcej niż kilka dni w jednym z nich. Mimo to normą jest tu pełna swoboda – w każdym aspekcie. I pielęgnowanie się w chorobie, w tym grypie żołądkowej, wymiotach po chemioterapii i innych przyjemnościach. Ale żadnemu z nas nie przyszło do głowy, że właśnie to może być gwoździem do trumny związku. Daje raczej poczucie pewności… Tu nie ma miejsca na udawanie. Znam Go, on mnie. Jest obok, bo kocha, a zakochany bywa – kiedy jestem już gotowa do wyjścia z domu.
    Nigdy jednak nie miałam reakcji dziewczęcia-pierwiosnka. Pewnie dlatego, że poprzednie związki AŻ TAKIE być nie mogły (bo się było za młodym, bo rodzice, bo szkoła itd.), choć pewnie też jakieś tego typu faux pas popełniałam (widywali mnie chorującą, w przepoconej piżamie, z czerwonym nosem).

    Pozdrawiam serdecznie, będę zaglądać.

Dodaj komentarz